"Rzucił mnie na łóżko i przytrzymał ręce kolanami, tak że nie mogłam się ruszać. Usiadł mi na klatce i zaczął na mnie pluć. Kosmyki moich włosów owijał wokół palców i kolejno je wyrywał. Błagałam, żeby przestał" – to fragment zeznań kobiety, która oskarżyła swojego kochanka o brutalne pobicie. Był nim Michał Adamczyk, dziś gwiazda TVP. Sąd uznał, że jego wina nie budzi wątpliwości.
Michał Adamczyk jest związany z Telewizją Publiczną od ponad 20 lat, ale dopiero za rządów Prawa i Sprawiedliwości stał się jej najjaśniejszą gwiazdą. Nie tylko prowadzi wieczorne wydanie "Wiadomości", ale jest też gospodarzem popularnego programu publicystycznego "Strefa Starcia" i główną twarzą rządowej propagandy.
O tym, jak ważną jest dziś postacią świadczy fakt, że w kwietniu tego roku został wybrany na nowego szefa Telewizyjnej Agencji Informacyjnej. To oznacza, że zarządza dziś całym pionem informacyjnym w TVP.
Jak dotąd nikt nie ujawnił, że ponad 20 lat temu Michał Adamczyk usłyszał prokuratorskie zarzuty za brutalne pobicie swojej kochanki, co zostało również potwierdzone przez sąd. Onet dotarł do akt sprawy i poznał kulisy tej wstrząsające historii. Uznaliśmy, że jej ujawnienie leży w głębokim interesie społecznym, gdyż dotyczy osoby, która każdego dnia kształtuje opinie milionów Polaków i zarządza redakcją słynącą z rozliczania przeszłości swoich politycznych oponentów.
"Jesteś ku**ą, zawsze nią będziesz"
Poznali się w 1998 roku. Ona miała męża i dziecko. On żonę i dwójkę dzieci. Jako korespondent TVN-u w Trójmieście był wschodzącą gwiazdą telewizji. Nazwisko Michała Adamczyka znali wszyscy, którzy oglądali w tamtym czasie wieczorne "Fakty" na antenie TVN.
Małżeństwo kobiety przeżywało kryzys, a jej znajomość ze znanym dziennikarzem zaczęła się zacieśniać i wkrótce przerodziła się w gorący romans. Spotykali się w tajemnicy, organizowali wspólne wyjazdy pod płaszczykiem delegacji służbowych i pisali do siebie listy miłosne.
Po dwóch latach sytuacja zaczęła się komplikować. W małżeństwie 29-latki wszystko wracało do normy. Kobieta postanowiła, że jeszcze raz spróbuje ułożyć swoje stosunki z mężem. "Michał Adamczyk coraz bardziej angażował się w nasz związek, dlatego postanowiłam zakończyć tę znajomość, co było trudne" – opowie później śledczym.
W lutym 2000 roku kochankowie wyjeżdżają do pensjonatu w miejscowości Stary Smokowiec na Słowacji. Tam mają wspólnie pojeździć na nartach, choć 29-latka planuje też odbyć poważną rozmowę na temat ich przyszłości.
Do dramatycznych wydarzeń dochodzi w nocy z 19 na 20 lutego. Kobieta oznajmia kochankowi, że chce zakończyć ich romans. Wtedy – według jej zeznań złożonych potem w prokuraturze – Michał Adamczyk wpadł w szał. Zaczął ją popychać i szarpać.
Kobieta zagroziła, że jeśli nie przestanie, to powiadomi o wszystkim jego żonę. To jeszcze bardziej rozsierdziło dziennikarza. Miał przewrócić kochankę na łóżko, usiąść na jej klatce piersiowej, wyzywać ją, pluć jej w twarz i wyrywać włosy z głowy. Wykręcał jej też palce obu dłoni i próbował zdjąć obrączkę. Kobieta błagała go, żeby przestał.
"Na chwilę przerwał i siedząc na mnie zapytał, czy mam dość. Powiedziałam, że tak. Odpowiedział, że on jeszcze nie. Zaczął mnie wtedy okładać pięściami po twarzy" – opowiadała później śledczym.
– "Jeszcze siedząc na mnie powiedział, że rozwiąże nasz problem inaczej. Udusi mnie, włoży do samochodu i wyrzuci w górach. Znajdą mnie wiosną już rozłożoną, nie będzie żadnych śladów, a on sobie spokojnie wyjedzie".
Dalej kobieta relacjonowała, że Adamczyk wypchnął ją na werandę i uderzył drzwiami w głowę, co spowodowało, że upadła na ziemię. Wtedy chwycił ją za włosy i przeciągnął po werandzie. Po chwili zaczął ją kopać (twardym obuwiem) po całym ciele – nogach, pośladkach, plecach i głowie. Kiedy skończył, wszedł do pokoju, zabrał z jej portfela tysiąc złotych i poszedł kupić sobie piwo.
W tym czasie kobieta próbowała dojść do siebie. Miała zawroty głowy i problemy z widzeniem. W końcu zadzwoniła do swojej przyjaciółki (która wiedziała o jej romansie) i poprosiła o sprawdzenie rozkładu autobusów i pociągów do Torunia.
"Była roztrzęsiona i zdenerwowana. W końcu powiedziała, że Michał ją pobił. Mówiła też, że gdyby nie wróciła, to mam powiadomić jej męża. Z tego co mówiła i w jaki sposób wiedziałam, że jest przerażona i zastraszona" – zeznawała przyjaciółka.
Po zakończeniu rozmowy 29-latka wzięła ciepłe ubranie, pościel i wróciła na werandę, gdzie spędziła noc, mimo niskiej temperatury.
"On w tym czasie pił piwo, palił papierosy i wysyłał na mój telefon obrzydliwe SMS-y o treści: »jesteś ku**ą, zawsze nią będziesz«, »masz ciało gorsze od mojej babci«, »jesteś beznadziejną matką, zostawiłaś swojego bachora, ciekawe kto go spłodził«, »to że cię ruchałem powinno być dla ciebie zaszczytem«" – opowie śledczym.
"Ciesz się suko dniem dzisiejszym" Następnego dnia – czyli 20 lutego – kobieta pakuje rzeczy i rusza autobusem do Polski. W Zakopanem przesiada się na pociąg do domu. Na miejsce dociera rano 21 lutego. Prosto z dworca udaje się do mieszkania swojej przyjaciółki – tej samej z którą rozmawiała przez telefon.
"Jak ją zobaczyłam, to byłam przerażona. Ona była pobita. Miała dwa duże siniaki, jeden na policzku, drugi na żuchwie. Miała siniaki na całym ciele. Jednak najbardziej byłam zszokowana, że na głowie miała kilka miejsc po wyrwanych włosach. Opowiadała, że Michał właściwie znęcał się nad nią. Nie było to pobicie w afekcie, ale maltretowanie" – zezna w prokuraturze przyjaciółka.
Jeszcze tego samego dnia 29-latka idzie na obdukcję. W trakcie badań lekarz stwierdza u niej następujące obrażenia: krwiak podskórny w okolicy kąta żuchwy, obrzęk i wybroczyny krwotoczne w okolicy podoczodołowej, ślady po wyrwanych włosach w okolicy skroniowej, cztery sińce na ramieniu prawym, siedem sińców na udzie lewym, cztery sińce na udzie prawym, siniec wewnętrznej powierzchni ramienia lewego, siniec w okolicy kolana lewego, linijne otarcie naskórka w okolicy podłopatkowej. W późniejszym badaniu biegły ortopeda stwierdzi też obrzęk w obrębie stawu międzypaliczkowego lewej ręki.
"Uszkodzenia ciała mogły powstać w czasie i okolicznościach podanych w wywiadzie" – podkreśla lekarz.
23 lutego kobieta przychodzi do pracy, ale nie jest w stanie skupić się na wykonywaniu swoich obowiązków, ponieważ cały czas otrzymuje SMS-y od swojego kochanka. Są to m.in. wiadomości o treści: "Ciesz się suko dniem dzisiejszym. Gdybyś wiedziała, co cię czeka jutro, wolałabyś się nie obudzić".
Michał Adamczyk co chwilę też do niej wydzwaniał. Miał jej grozić, że naśle na nią rosyjską mafię. "Powiedział, że oni zrobią ze mną porządek, a on będzie miał czyste ręce" – relacjonuje śledczym.
Za którymś razem telefon od Adamczyka odebrała przyjaciółka 29-latki. "Nie wiedział, że to ja odebrałam, bo zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, usłyszałam: »ja cię zniszczę, zabiję, będziesz przeklinała dzień, kiedy się urodziłaś«" – opowie w prokuraturze.
Kiedy w końcu uświadomiła Adamczykowi, z kim rozmawia, ten kazał przekazać swojej byłej kochance, że posiada materiały, które mogą ją skompromitować. Kobieta poprosiła, żeby dał spokój jej przyjaciółce, bo już wystarczająco narozrabiał.
"On odpowiedział, że tam na Słowacji to tylko ją opluł, nie bił jej, a to nic złego opluć tanią dziwkę i sukę. Ponadto powiedział, że ta ich sprawa zakończy się wtedy, kiedy on tego będzie chciał i że zrujnuje jej życie oraz zniszczy całą jej rodzinę".
Tego samego dnia wieczorem 29-latka dzwoni do żony Michała Adamczyka. Przedstawia się i opowiada historię ich romansu. Ma z tego powodu wyrzuty sumienia, ale nie widzi innej drogi wyjścia z tej sytuacji. "Prosiłam, żeby porozmawiała z mężem, żeby się opamiętał. Ona tylko płakała. Na tym skończyła się nasza rozmowa".
Następnego dnia kobieta dzwoni do byłego kochanka i pyta, czy da jej w końcu spokój. On odpowiada, że już nic więcej nie zrobi i może być spokojna. Dodaje, że żona prawdopodobnie wyrzuci go z domu.
25 lutego okazuje się, że to jednak nie koniec. Michał Adamczyk dzwoni najpierw do rodziców kobiety, a potem jej męża. Nie mówi nic o romansie, ale prosi o adresy ich zamieszkania, gdyż chciałby wysłać im "pewne dokumenty". 29-latka domyśla się, że może chodzić o listy miłosne, które do niego pisała.
Wtedy decyduje się zgłosić sprawę na policję.
"Obawiam się gróźb Michała Adamczyka, zwłaszcza po tym co mi do tej pory zrobił. Żądam jego ścigania i ukarania" – informuje policjantów.
"Wojna dopiero się zaczyna" Na początku marca 2000 roku Prokuratura Rejonowa w Toruniu podejmuje decyzję o ściganiu z urzędu Michała Adamczyka. Stawia mu zarzuty naruszenia nietykalności osobistej 29-latki (poprzez bicie pięściami po całym ciele i wyrywanie włosów), stosowania gróźb pozbawienia życia, znieważenia słowami wulgarnymi oraz wielokrotnego grożenia popełnieniem przestępstw na szkodę ofiary lub jej rodziny.
Dziennikarz nie przestaje jednak nękać swojej byłej kochanki. Najpierw przesyła faksem do jej męża listy miłosne, które od niej dostawał. Później dzwoni do niego bezpośrednio i opowiada o szczegółach romansu. Zapowiada też, że jego żona musi zostać "ukarana". Podobne telefony wykonuje później do matki 29-latki. Jej również przesyła kopię listów miłosnych.
"Przypominam sobie, że w trakcie rozmowy padło kilka razy obraźliwe określenie pod adresem mojej córki, chyba słowo »dziwka«, ale nie jestem pewna, bo byłam zdenerwowana. Ponadto on mówił, że jego celem jest zniszczenie kariery zawodowej i rozbicie małżeństwa mojej córki. Wyraźnie powiedział, że zamierza ją zniszczyć" – zeznaje matka kobiety.
Na tym dziennikarz nie poprzestaje.
"Adamczyk zadzwonił do mojego szefa i usiłował mnie zdyskredytować, posądzając o malwersacje, a ponadto stwierdził, że wytoczy mi proces o zniesławienie i lepiej, aby mnie zwolnił" – relacjonuje śledczym kobieta.
Jednocześnie Adamczyk grozi byłej kochance, że ujawni nagrania wideo, które ją skompromitują. Oto treść dwóch (spośród wielu) zabezpieczonych w prokuraturze SMS-ów, które wysyłał do 29-latki:
"Poczekaj na moje asy! Wojna dopiero się zaczyna. Niestety na fragmencie filmu nie widać dokładnie twojej twarzy. Rogacz (chodzi o męża – red.) pozna cię po dupie, a koledzy po włosach".
"Twój syn też to kiedyś obejrzy, a poza tym każdy kolejny twój gach będzie to oglądał. Jutro kopiuję to na VHS".
Michał Adamczyk prowadzący "Wiadomości" w TVP1.Ireneusz Sobieszczuk, Jan Bogacz / PAP Michał Adamczyk prowadzący "Wiadomości" w TVP1. 7 marca kobieta składa wniosek do prokuratury o zajęcie materiałów filmowych będących w posiadaniu Michała Adamczyka. Co prawda nie przypomina sobie, żeby cokolwiek było rejestrowane w trakcie ich spotkań, ale nie wyklucza, że jej były kochanek nagrywał coś z ukrycia, lub dokonał montażu.
29-latka wnioskuje też, aby Adamczyk nie był przesłuchiwany w tej sprawie przez policjantów z Trójmiasta.
"Wyjaśniam, że w czasie naszej dwuletniej znajomości pan Michał Adamczyk wielokrotnie powoływał się na swoje znakomite układy i znajomości, wynikające nie tylko z jego pracy zawodowej, ale także z funkcji pełnionej przez jego ojca (miejscowym radnym). Opowiadał, że w Trójmieście żaden policjant nic mu nie może zrobić, bo nawet gdy zgromadził punkty karne za wykroczenia drogowe, to »natychmiast opijał z policjantami ich wykasowanie z rejestru« – czytamy w piśmie złożonym przez kobietę do prokuratury w Toruniu.
Krzysztof Adamczyk (czyli ojciec Michała Adamczyka) faktycznie był w tamtym okresie wpływową osobą w Trójmieście. W 1998 r. został radnym sejmiku województwa pomorskiego z list AWS-u (Akcji Wyborczej Solidarność). Był również członkiem rady nadzorczej spółki państwowej Polskie Linie Oceaniczne (zasiada w niej do dziś).
Trudno stwierdzić, na ile obawy 29-latki były uzasadnione, ale prokuratura szybko zapewniła, że wszystkie czynności w tej sprawie będą prowadzone w Toruniu. Śledczy nie zgodzili się jednak na zabezpieczenie kaset wideo będących w posiadaniu Adamczyka. Uznali, że na tym etapie nie ma do tego podstaw.
"Kazałem jej spać na werandzie" Michał Adamczyk zostaje przesłuchany w prokuraturze 17 marca 2000 roku. Przyznaje, że wyrażał się wulgarnie wobec swojej byłej kochanki (nazwał ją "tanią dziwką"), ale zaznacza, że nigdy jej nie uderzył. Nie jest jednak w stanie wytłumaczyć, dlaczego tuż po ich wspólnym wyjeździe na Słowację kobieta miała ślady pobicia na całym ciele, choć sugeruje, że mogły one powstać w wyniku upadku na nartach.
Adamczyk potwierdza, że w trakcie wyjazdu faktycznie doszło między nimi do kłótni. Twierdzi jednak, że to 29-latka była wobec niego agresywna, bo to on chciał zakończyć ich romans. Miała go za to uderzyć w twarz na oczach obsługi restauracji, w której jedli kolację.
"Po powrocie do pokoju zaczęła się kłótnia. Wyzywaliśmy się wzajemnie, ona obraziła słownie moją żonę. Gdy zabrałem jej telefon komórkowy, to zaczęła we mnie rzucać przedmiotami i wybiła szybę. Następnie rzuciła się na mnie, wgryzając się zębami w moje piersi. Odepchnąłem ją i kazałem jej iść spać na werandę".
Dziennikarz przyznaje, że w następnych dniach wysyłał do 29-latki obraźliwe SMS-y. Przekonuje jednak, że nigdy nie groził jej śmiercią.
W dalszej części przesłuchania Adamczyk stwierdza niespodziewanie, że 29-latka była bita przez swojego męża i być może dlatego pojawiły się obrażenia na jej ciele (w ten sposób sam zaprzecza postawionej wcześniejszej przez siebie hipotezie o upadku na nartach – red.).
Z zeznań Adamczyka wynika, że tuż po powrocie ze Słowacji on również zgłosił się na obdukcję, która wykazała wspomniane przez niego obrażenia (zadrapania i ślady po ugryzieniu). Tego dokumentu nie znaleźliśmy w aktach, ale 29-latka przyznała później w prokuraturze, że w trakcie szamotaniny mogła go podrapać i ugryźć. Zrobiła to jednak w samoobronie.
"Jedynie »poszarpał« ją za włosy" 19 kwietnia prokuratura przesłuchuje męża 29-latki. Mężczyzna stanowczo podkreśla, że nigdy nie podniósł ręki na swoją żonę. Potwierdza za to, że po wydarzeniach na Słowacji Michał Adamczyk do niego wydzwaniał, opowiadał o szczegółach romansu z jego żoną i groził, że ją "zniszczy".
"Na pytanie, dlaczego pobił moją żonę, on stwierdził, że nie znęcał się nad nią, a jedynie »poszarpał« ją za włosy i wkleił jej gumy do żucia we włosy" – zeznaje mężczyzna.
29-latka również zapewnia w trakcie kolejnych przesłuchań, że nigdy nie została pobita przez swojego męża. To samo zeznają przyjaciółka kobiety, jej siostra oraz matka.
"Nigdy nie słyszałam, aby mąż kiedykolwiek ją uderzył lub w jakiś inny sposób jej dokuczał. Córka nigdy się nie skarżyła i nigdy nie widziałam u niej śladów pobicia" – podkreśla matka 29-latki w rozmowie ze śledczymi.
"W sądzie czeka mnie gehenna" W maju 2000 roku w ogólnopolskich i regionalnych mediach ukazują się publikacje na temat sprawy pobicia 29-latki. Nie padają w nich żadne nazwiska, ale pojawiają się informacje, że prowadzący śledztwo prokurator namawiał ofiarę do wycofania wniosku o ściganie byłego kochanka.
"Prokuratura szybko postawiła zarzuty, a prowadzący sprawę był mi bardzo przychylny, często sam się ze mną kontaktował i informował o postępach w dochodzeniu. Dziwnie zmienił front po tym, jak po miesiącu pojawił się u niego podejrzany ze swoim obrońcą" – powiedziała 29-latka w rozmowie z toruńską gazetą.
"Z oskarżyciela stał się adwokatem. Stwierdził, że mam się zastanowić, czy chcę to dalej ciągnąć, bo w sądzie czeka mnie gehenna, a nasi świadkowie są nic niewarci. Minęły trzy miesiące, a akt oskarżenia do sądu nie trafił" – dodała.
Na publikacje prasowe natychmiast reagują władze prokuratury. Na specjalnej konferencji prasowej szefowa Prokuratury Rejonowej w Toruniu Grażyna Roszkowska zapewnia, że w trwającym śledztwie nie dopatrzyła się uchybień.
Zawieszone śledztwo 13 grudnia 2000 roku prowadzący śledztwo prokurator Ireneusz Maliszewski wydaje postanowienie o zawieszeniu śledztwa. Tłumaczy, że musi uzyskać od słowackich organów ścigania odpowiedź na pytanie, czy zarzuty postawione Michałowi Adamczykowi są uznawane za przestępstwo w Kodeksie Karnym Republiki Słowacji.
"Odpowiedź w tym zakresie jest niezbędna do ustalenia, czy dopuszczalne jest ściganie tych czynów w Polsce" – podkreśla.
Jednocześnie adwokat Adamczyka składa w prokuraturze wnioski dowodowe, które mają podważyć wersję wydarzeń przedstawioną przez 29-latkę. Mecenas domaga się m.in. dołączenia do akt zaświadczenia lekarskiego, z którego wynika, że jego klient po upadku na nartach miał bardzo podobne obrażenia do tych, jakie opisano u jego byłej kochanki.
Prokurator oddala te wnioski, jako bezzasadne.
26 stycznia 2001 roku polscy śledczy otrzymują odpowiedź ze słowackiej prokuratury. Wynika z niej, że czyny zarzucane Michałowi Adamczykowi stanowią przestępstwo w myśl Kodeksu Karnego Słowacji. Jednak przez kolejne miesiące prokurator Maliszewski nie wznawia zawieszonego śledztwa.
30 marca 29-latka składa zażalenie do Prokuratury Okręgowej w Toruniu. Podkreśla w nim, że o zawieszeniu śledztwa dowiedziała się dopiero cztery miesiące po wydaniu tej decyzji. Uważa, że to kolejne działania, które mają skłonić ją do wycofania oskarżenia przeciwko Michałowi Adamczykowi. Obawia się, że jej były kochanek wykorzystuje swoje koneksje, aby "ukręcić" sprawę.
"Zaraz po popełnieniu zarzucanych podejrzanemu przestępstw oświadczył mi, że jest nietykalny i że jestem »za krótka«, żeby mu cokolwiek zrobić […] W tej sytuacji czuję, że przedstawiony przez podejrzanego scenariusz jest krok po kroku wprowadzany w życie" – czytamy w piśmie wysłanym przez kobietę.
W odpowiedzi zastępca Prokuratury Rejonowej w Toruniu informuje, że "niekorzystny czas trwania postępowania" nie wynika z lekceważenia sprawy przez prokuratura, ale z faktu, że nadzoruje on ponad sto spraw. Zapewnia przy tym, że polecił prokuratorowi zintensyfikowanie działań i jak najszybsze zakończenie śledztwa w jej sprawie.
Na początku 2001 roku Michał Adamczyk przestaje być dziennikarzem TVN-u. Nową pracę znajduje w katolickiej telewizji Puls. Prokuratura nie informowała oficjalnie pracodawców Adamczyka o toczącym się postępowaniu. Uznała, że zarzuty nie pozostają w związku z wykonywanym przez niego zawodem.
"Sprawstwo i wina nie budzą wątpliwości" Przełom następuje 30 czerwca 2001 roku, kiedy do Sądu Rejonowego w Toruniu trafia akt oskarżenia. Prokuratura oskarża Michała Adamczyka o pobicie 29-latki, kierowanie w jej stronę gróźb pozbawienia życia oraz popełnienia przestępstw na szkodę pokrzywdzonej lub jej najbliższych, jak również kradzież tysiąca złotych.
Finał sprawy ma miejsce 11 stycznia 2002 roku. Sąd uznaje, że "sprawstwo i wina oskarżonego nie budzą wątpliwości i zostały potwierdzone dowodami zebranymi w sprawie". Decyduje się jednak warunkowo umorzyć sprawę, wyznaczając jednocześnie dwuletni okres próby i zobowiązując Michała Adamczyka do wpłacenia 1500 zł na Fundację "Daj Szansę".
Sąd zatem uznał, że Michał Adamczyk popełnił zarzucane mu czyny, ale stwierdził jednocześnie, że "istnieje pozytywna prognoza co do tego, że będzie przestrzegał porządku prawnego". Jako okoliczność łagodzącą sąd potraktował fakt, że dziennikarz nie był wcześniej karany.
"Orzeczony środek jest adekwatny do stopnia społecznej szkodliwości czynu, a jego zastosowanie uzasadnione jest przypuszczeniem, że oskarżony nie popełni ponownie przestępstwa" – podkreśliła w uzasadnieniu sędzia Hanna Ledóchowska.
Na nasze pytania dotyczące tej sprawy otrzymaliśmy od Michała Adamczyka następującą odpowiedź:
"Oświadczam, że nigdy nie dopuściłem się wobec Pani [tu pada nazwisko ofiary, ale nie podajemy go do informacji publicznej — red.] wskazanych w Pana pytaniu zachowań, tj. pobicia czy gróźb pozbawienia życia. Pod koniec lat 90-tych ubiegłego wieku łączyła mnie z Panią [tu pada nazwisko ofiary — red.] znajomość i tylko tyle mogę potwierdzić.
Jednocześnie, szanując prywatność Pani [tu pada nazwisko ofiary — red.], jak i moją własną, nie wyrażam zgody na publikację jakichkolwiek informacji na temat naszej znajomości. Znajomość ta dotyczy wyłącznie sfery mojego życia prywatnego, zatem publikowanie bez mojej zgody informacji na jej temat, naruszyłoby moje dobra osobiste.
Z kolei opublikowanie przez Onet nieprawdziwych i zniesławiających mnie informacji na temat rzekomego pobicia czy grożenia Pani [tu pada nazwisko ofiary — red.] byłoby przestępstwem zniesławienia".
W lipcu 2023 roku Michał Adamczyk, jako szef TAI, podjął decyzję o zakończeniu współpracy TVP Info z aktorem Jarosławem Jakimowiczem. W uzasadnieniu podkreślił: "W związku z licznymi przykładami Pana nieprzyzwoitych zachowań, zwłaszcza wobec współpracujących z TVP Info kobiet, podjąłem decyzję o natychmiastowym zakończeniu współpracy z Panem. Pana postawa odbiega od obowiązujących w Spółce standardów oraz ogólnie przyjętych norm społecznych".